Kto się boi doktorki?
Jest taka stara zagadka logiczna.
Ojciec i syn mieli tragiczny wypadek samochodowy. Ojciec zginął na miejscu, a ciężko rannego syna, który wymagał natychmiastowej interwencji chirurgicznej, odwieziono do szpitala, gdzie – szczęśliwie – na dyżurze obecny był chirurg. Chłopaka umieszczono w sali operacyjnej. Na salę wchodzi chirurg, spogląda na umierającego młodzieńca i ze łzami w oczach mówi: „nie mogę go operować. To mój syn!”
Dlaczego ten tekst może w ogóle pełnić rolę zagadki? Dlatego, że generyczność rodzaju męskiego jest konceptem czysto teoretycznym. Dlatego, że choć umówiliśmy się, iż „chirurg” oznaczać może zarówno mężczyznę, jak i kobietę, to nasz mózg po zdekodowaniu komunikatu „chirurg” w przytłaczającej większości przypadków przedstawia nam postać męską. [1]
Podstawową funkcją języka jest komunikacja. Klarowna, precyzyjna komunikacja, która możliwie najdokładniej oddaje stan rzeczy. W trakcie operacji nie zwrócimy się do instrumentariusza lub instrumentariuszki z prośbą „podaj mi narzędzie”, gdyż prośba ta mogłaby być zinterpretowana na zbyt wiele sposobów.
Język, podobnie jak skalpel dzierżony przez pewną, doświadczoną dłoń, może być precyzyjny, klarowny i odsyłać nas do właściwych desygnatów. A jednak kobiety, która operuje pacjenta, najpewniej nie nazwiemy chirurżką. I to nie dlatego, że tego się nie da wymówić. Badania empiryczne wskazują, że 97,3% badanych wypowiada to słowo bez żadnego problemu za>